Dawno mnie nie było, bo i narzędzia, czyli Internetu nie miałam…..ale już chodzi, jako tako. Ach nawet nie wiem, od czego zacząć, ale może od nieszczęsnych drzwi, bo na tym skończyłam. Otóż, miesiąc po założeniu drzwi pękły od słońca….na szczęście pan B. (stolarz od drzwi) powiedział, że spoko on to naprawi i tak po dwóch tygodniach mam je zrobione…..zobaczymy czy też nie pękną (pfuj pfuj…i odpukać w niemalowane).
Ogólnie to już mieszkamy…..trochę się bałam, z 50m2 na 130……uff różnica kolosalna. Ale na razie nie mamy dużo gratów, więc i sprzątania nie jest tak dużo. Nawet nie wyobrażacie sobie, ile rzeczy można upchnąć w małym mieszkaniu i garażu. Haaa…. a ile się rzeczy znalazło…..no dużo też niepotrzebnych. Zamówiliśmy kontener 5m3 z lokalnej wywozowi śmieci i wrzucaliśmy tam wszystko, co popadnie. W ten sposób, jakimś cudem się wyprowadziliśmy i mieszkamy.
Kuchnia to królestwo prawie każdej babki, również moje. Nie, żebym zaraz przy garach stała, ale wyśniona kuchnia, to było moje marzenie. W mieszkaniu nie miałam zmywarki, indukcji, a nawet piekarnika oraz okapu…..więc przeżyłam teraz szok technologiczny…..ale zakumałam i już wszystko potrafię obsłużyć….. (pękam z dumy). Kuchnię i schody robiły jeden pan stolarz (inny niż drzwi). Pan miły, wesoły zrobił na serio ładnie z precyzją……ALE….no właśnie, niestety nie mogę go polecać dalej znajomym, bo musiałabym im dorzucić „nervosol” (taki lek na nerwy) lub tonę melisy. Wszystko dotarło z miesięcznym opóźnieniem, po telefonach, przekleństwach z mojej strony, męża, gróźb szwagrów…a mam ich sporo i są „barczyści”……masakra. Naprawdę, przez całą budowę nie denerwowaliśmy się, tak jak wtedy….ale już wszystko jest i nich pan mi znika z oczu….chociaż ma jeszcze coś tam w kuchni poprawić, jakiś detalik……poniżej fotki zaraz po montażu….i z nowymi lampami